4 kwietnia 2013

Rozdział 3


Emily

- Nie musisz mnie odprowadzać, trafię do samochodu – powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
- A jak ktoś Cię napadnie? – zażartował Harry.
- Ciekawe kto? Przecież Shane jest w klubie – odgryzłam się, i szybko tego pożałowałam bo lokaty natychmiast posmutniał. – Harry, przepraszam. Ten mój nie wyparzony język – próbowałam jakoś wybrnąć z sytuacji. Chłopak posłał mi lekki uśmiech, ale nic nie odpowiedział. Przechodziliśmy właśnie jakąś ciemną ulicą, jedyne światło, które tu padało dawała stara latarnia. Mimo wszystko cieszyłam się, że nie muszę iść sama. Chciałam zacząć jakiś temat, ale nic nie przychodziło mi do głowy, a Harry też nie palił się do rozmowy. Nim się spostrzegłam doszliśmy do samochodu.
- No,  to tu. Dzięki za odprowadzenie – uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co – odpowiedział chłopak i uścisnął moją dłoń. Następnie odwrócił się i skierował spowrotem w stronę klubu. Wsiadałam do samochodu. I co teraz? Rodziców pewnie nie ma w domu, więc znów będzie spędzać wieczór samotnie. Oparła głowę o siedzenie i zamknęła oczy, aby łzy, które zbierały się pod jej powiekami, przypadkiem nie wypłynęły. Wtedy usłyszała, że ktoś puka w szybę. Okazało się, że to Harry. Spuściłam okno w dół.
- Nie miałaś jechać do domu? – zapytał.
- Tak, ale stwierdziłam że bez różnicy czy posiedzę sama tu czy w domu – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Możemy się przejść, pogadać…jeśli chcesz – Harry wydawał się strasznie zdenerwowany. W sumie co mi szkodzi? Ale, z drugiej strony…ja go nie znam…
- Jasne, czemu nie? – wysiadłam z auta. I ruszyłam za chłopakiem.
- Chodź, pokaże Ci jedno fajne miejsce. Tu nie daleko.
Po około pięciu minutach szybkiego marszu,  Harry kazał mi zamknąć mi oczy. Wziął mnie za ręce i prowadził. Kilka razy potknęłam się o swoje nogi, i gdyby chłopak mnie nie przytrzymał, pewnie leżałabym na ziemi.
- Daleko jeszcze? – zapytałam.
- Już jesteśmy. Otwórz oczy – odpowiedział. Okazało się, że znajdujemy się nad małym jeziorkiem. Wokół nas nie było nikogo, jedynie drzewa. Woda w zbiorniku była tak czysta że można było się w niej przeglądać jak w lustrze. Przy brzegu rosły jakieś kwiatki, które zapachem przypominały tulipany. W tafli jeziora odbijał się księżyc, właśnie dzisiaj była pełnia, co tylko dodawało uroku temu miejsca. Miałam tak wiele słów na opisanie tego miejsca a jedyne co udało mi się wypowiedzieć to:
- Jak tu pięknie.
- Tak, zawsze kiedy mam jakiś problem to tu przychodzę – rozmarzył się Harry, i usiadł na trawie. Poklepał miejsce obok siebie, niewiele myśląc usiadłam obok. I razem w ciszy przyglądaliśmy się pięknemu widokowi.
- Mogę zadać Ci pytanie? – odezwał się Harry, po kilku minutach ciszy. Pokiwałam głową, na znak że nie mam nic przeciwko. – Gdzie nauczyłaś się tak tańczyć? Bo na pewno nie w szkole baletowej.
- Nie, balet tańczę od niedawna. Hip – hop-u uczył mnie brat. Może go znałeś, często bywał w tym klubie,  Chuck Menson – powiedziałam, i od razu posmutniałam przypominając sobie o bracie, którego straciłam.
-  Wielki Ozzy, to twój brat? Wiedziałem, że skądś znam te ruchy – rozpromienił się chłopak, ale kiedy zobaczył, że ja nie podzielam jego entuzjazmu, uspokoił się. – Emily, wszystko w porządku?
- Tak, po prostu na wspomnienia o bracie…robi mi się smutno – spuściłam głowę na dół. Chłopak nie pytał co się stało. Pewnie wiedział. Każdy kto coś znaczył w tym mieście, wiedział że Chuck zginął w wypadku. W końcu to syn, państwa Menson.
- Dziewczyno, uśmiechnij się. Nie do twarzy Ci ze łzami – próbował pocieszyć mnie jakoś chłopak. Na jego twarzy zagościł słodki uśmiech, ukazując dwa dołeczki, które dodawały mu tylko uroku. Nawet się nie obejrzałam a zleciały trzy godziny. Z Harrym, świetnie mi się rozmawiało, mimo że znamy się bardzo krótko, czułam że mogę mu się zwierzyć. On także opowiedział mi o sobie, że jako dziecięciolatek dowiedział się, że jego ojciec tak naprawdę nie umarł, tylko odszedł z inną kobietą. Było mu bardzo ciężko, jego matka ledwo wiązała koniec z końcem. Kiedy opowiadał mi jak czasem chodzili głodni, zrobiło mi się strasznie głupio. Mnie nigdy nic nie brakowało, a wręcz przeciwnie miałam nadmiar wielu rzeczy.  Opowiedziałam mu, jak po śmierci brata, moja rodzina przestała być taka jak kiedyś.  O wszystkich swoich problemach. Chłopak był świetnym słuchaczem, nie przerywał tylko czekał aż skończę zdanie, a później dawał cenne rady. Naprawdę, świetnie spędziliśmy czas.
- Już późno, chyba muszę się zbierać – powiedział, i ziewnęłam.
- No trochę się zasiedzieliśmy – Harry podniósł się i wyciągnął rękę pomagając mi wstać. Ruszyliśmy w stronę samochodu, przepychając się i wygłupiając – jakbyśmy znali się od dziecka. Po piętnastu minutach doszliśmy do samochodu.
- Dziękuje, za wszystko – uścisnęłam chłopaka.
- Emily….jeśli chciałbyś…to…no wiesz…. – zaczął się jąkać. Skinieniem głowy zachęciłam go to kontynuowania.  -  Słuchaj, jeśli chciałbyś, możesz dołączyć do dragonsów. Świetnie tańczysz….
- Harry, dziękuje. To naprawdę miłe z Twojej strony…ale nie dziękuje. Póki co, skupię się na rodzinie i balecie – powiedziałam  i posłałam  mu uśmiech.
- No tak…jasne. Ale jakby co, spotykamy się codziennie o 17, w starej fabryce.
Nie odpowiedziałam nic tylko, wsiadłam do samochodu.
- To…cześć – dodałam tylko i zapaliłam silnik.
- Do zobaczenia – pomachał mi Harry i ruszyłam swoim samochodem do domu. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prosiłyście, więc jest. Przepraszam że taki krótki, ale kompletnie nie mam weny. Wiem rozdział jest beznadziejny, ale chciałam coś dodać. Czekam na wasze komentarze, do następnego <3
Jak wam się podobają BIAŁA WIOSNA? Bo ja już mam dość śniegu :( Kocham was <3

4 komentarze:

  1. Super, nareszcie dodałaś, miałam focha, ale już minął <3
    Zapraszam do mnie :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. No w końcu! :D cudowny rozdział! Niech oni się już pocałują bo nie mogę się doczekać tego momentu ♥

    OdpowiedzUsuń