26 maja 2013

ZAWIESZAM BLOGA

Więc, stało się sto czego się obawiałam, nie mam czasu pisać rozdziałów na tego bloga :(
Oprócz niego jest jeszcze be-happy-every-day-and-night.blogspot.com, oraz http://last-wish-tlumaczenie.blogspot.com.
PRZEPRASZAM, nie usuwam tego bloga, tylko go zawieszam. Nie wiem na ile, prawdopodobne do skończenia któregoś z powyższych.
W sumie chyba i tak nikt tego nie czyta...no ale wole poinformować. :(
No to chyba wszystko, do usłyszenia <3

4 kwietnia 2013

Rozdział 3


Emily

- Nie musisz mnie odprowadzać, trafię do samochodu – powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
- A jak ktoś Cię napadnie? – zażartował Harry.
- Ciekawe kto? Przecież Shane jest w klubie – odgryzłam się, i szybko tego pożałowałam bo lokaty natychmiast posmutniał. – Harry, przepraszam. Ten mój nie wyparzony język – próbowałam jakoś wybrnąć z sytuacji. Chłopak posłał mi lekki uśmiech, ale nic nie odpowiedział. Przechodziliśmy właśnie jakąś ciemną ulicą, jedyne światło, które tu padało dawała stara latarnia. Mimo wszystko cieszyłam się, że nie muszę iść sama. Chciałam zacząć jakiś temat, ale nic nie przychodziło mi do głowy, a Harry też nie palił się do rozmowy. Nim się spostrzegłam doszliśmy do samochodu.
- No,  to tu. Dzięki za odprowadzenie – uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co – odpowiedział chłopak i uścisnął moją dłoń. Następnie odwrócił się i skierował spowrotem w stronę klubu. Wsiadałam do samochodu. I co teraz? Rodziców pewnie nie ma w domu, więc znów będzie spędzać wieczór samotnie. Oparła głowę o siedzenie i zamknęła oczy, aby łzy, które zbierały się pod jej powiekami, przypadkiem nie wypłynęły. Wtedy usłyszała, że ktoś puka w szybę. Okazało się, że to Harry. Spuściłam okno w dół.
- Nie miałaś jechać do domu? – zapytał.
- Tak, ale stwierdziłam że bez różnicy czy posiedzę sama tu czy w domu – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Możemy się przejść, pogadać…jeśli chcesz – Harry wydawał się strasznie zdenerwowany. W sumie co mi szkodzi? Ale, z drugiej strony…ja go nie znam…
- Jasne, czemu nie? – wysiadłam z auta. I ruszyłam za chłopakiem.
- Chodź, pokaże Ci jedno fajne miejsce. Tu nie daleko.
Po około pięciu minutach szybkiego marszu,  Harry kazał mi zamknąć mi oczy. Wziął mnie za ręce i prowadził. Kilka razy potknęłam się o swoje nogi, i gdyby chłopak mnie nie przytrzymał, pewnie leżałabym na ziemi.
- Daleko jeszcze? – zapytałam.
- Już jesteśmy. Otwórz oczy – odpowiedział. Okazało się, że znajdujemy się nad małym jeziorkiem. Wokół nas nie było nikogo, jedynie drzewa. Woda w zbiorniku była tak czysta że można było się w niej przeglądać jak w lustrze. Przy brzegu rosły jakieś kwiatki, które zapachem przypominały tulipany. W tafli jeziora odbijał się księżyc, właśnie dzisiaj była pełnia, co tylko dodawało uroku temu miejsca. Miałam tak wiele słów na opisanie tego miejsca a jedyne co udało mi się wypowiedzieć to:
- Jak tu pięknie.
- Tak, zawsze kiedy mam jakiś problem to tu przychodzę – rozmarzył się Harry, i usiadł na trawie. Poklepał miejsce obok siebie, niewiele myśląc usiadłam obok. I razem w ciszy przyglądaliśmy się pięknemu widokowi.
- Mogę zadać Ci pytanie? – odezwał się Harry, po kilku minutach ciszy. Pokiwałam głową, na znak że nie mam nic przeciwko. – Gdzie nauczyłaś się tak tańczyć? Bo na pewno nie w szkole baletowej.
- Nie, balet tańczę od niedawna. Hip – hop-u uczył mnie brat. Może go znałeś, często bywał w tym klubie,  Chuck Menson – powiedziałam, i od razu posmutniałam przypominając sobie o bracie, którego straciłam.
-  Wielki Ozzy, to twój brat? Wiedziałem, że skądś znam te ruchy – rozpromienił się chłopak, ale kiedy zobaczył, że ja nie podzielam jego entuzjazmu, uspokoił się. – Emily, wszystko w porządku?
- Tak, po prostu na wspomnienia o bracie…robi mi się smutno – spuściłam głowę na dół. Chłopak nie pytał co się stało. Pewnie wiedział. Każdy kto coś znaczył w tym mieście, wiedział że Chuck zginął w wypadku. W końcu to syn, państwa Menson.
- Dziewczyno, uśmiechnij się. Nie do twarzy Ci ze łzami – próbował pocieszyć mnie jakoś chłopak. Na jego twarzy zagościł słodki uśmiech, ukazując dwa dołeczki, które dodawały mu tylko uroku. Nawet się nie obejrzałam a zleciały trzy godziny. Z Harrym, świetnie mi się rozmawiało, mimo że znamy się bardzo krótko, czułam że mogę mu się zwierzyć. On także opowiedział mi o sobie, że jako dziecięciolatek dowiedział się, że jego ojciec tak naprawdę nie umarł, tylko odszedł z inną kobietą. Było mu bardzo ciężko, jego matka ledwo wiązała koniec z końcem. Kiedy opowiadał mi jak czasem chodzili głodni, zrobiło mi się strasznie głupio. Mnie nigdy nic nie brakowało, a wręcz przeciwnie miałam nadmiar wielu rzeczy.  Opowiedziałam mu, jak po śmierci brata, moja rodzina przestała być taka jak kiedyś.  O wszystkich swoich problemach. Chłopak był świetnym słuchaczem, nie przerywał tylko czekał aż skończę zdanie, a później dawał cenne rady. Naprawdę, świetnie spędziliśmy czas.
- Już późno, chyba muszę się zbierać – powiedział, i ziewnęłam.
- No trochę się zasiedzieliśmy – Harry podniósł się i wyciągnął rękę pomagając mi wstać. Ruszyliśmy w stronę samochodu, przepychając się i wygłupiając – jakbyśmy znali się od dziecka. Po piętnastu minutach doszliśmy do samochodu.
- Dziękuje, za wszystko – uścisnęłam chłopaka.
- Emily….jeśli chciałbyś…to…no wiesz…. – zaczął się jąkać. Skinieniem głowy zachęciłam go to kontynuowania.  -  Słuchaj, jeśli chciałbyś, możesz dołączyć do dragonsów. Świetnie tańczysz….
- Harry, dziękuje. To naprawdę miłe z Twojej strony…ale nie dziękuje. Póki co, skupię się na rodzinie i balecie – powiedziałam  i posłałam  mu uśmiech.
- No tak…jasne. Ale jakby co, spotykamy się codziennie o 17, w starej fabryce.
Nie odpowiedziałam nic tylko, wsiadłam do samochodu.
- To…cześć – dodałam tylko i zapaliłam silnik.
- Do zobaczenia – pomachał mi Harry i ruszyłam swoim samochodem do domu. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prosiłyście, więc jest. Przepraszam że taki krótki, ale kompletnie nie mam weny. Wiem rozdział jest beznadziejny, ale chciałam coś dodać. Czekam na wasze komentarze, do następnego <3
Jak wam się podobają BIAŁA WIOSNA? Bo ja już mam dość śniegu :( Kocham was <3

13 lutego 2013

Rozdział 2

Harry

Nasz usta dzieliły milimetry gdy nagle…..
- Mhmm…nie przeszkadzajcie sobie… - z nikąd pojawił się średniego wzrostu brunet. Uśmiechnął się cwaniacko do Emily, a ona odskoczyła ode mnie jak oparzona.
- Liam? Co ty tu robisz? – zapytała lekko jeszcze skołowana. Po chwili zastanowienia podeszła jednak do chłopka, i go przytuliłam. Kto to był? Jakiś kolejny amant? Nie nadążam już za tą dziewczyną.
- Harry, poznaj to mój kuzyn, Liam. Liam….poznaj Harrego – dziewczyna przedstawiła nas.
- Harry….? – zapytał chłopak oczekując prawdopodobnie dowiedzenia się kim jestem.
- Styles. – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się lekko.
- Nie tego oczekiwałem…raczej Harry mój chłopak, albo Harry mój ukochany…. – dodał brunet mówiąc piszczącym głosem, naśladując swoja kuzynkę. Dziewczyna spojrzała na mnie z taką mina, że aż sam się przestraszyłem.
- Harry przyjaciel – starałem odwrócić wszystko w żart, i chyba mi się udało bo chłopak zaśmiał się po czym zwrócił do nas.
- Dobra, jak chcecie. Pójdę już, a wy….kontynuujcie. Wszystkiego Najlepszego, Em – Liam pocałował dziewczynę w policzek i machając mi na pożegnanie, odszedł.
- Słuchaj, Emily jeśli chodzi o ten….- chciałem jej wytłumaczyć incydent z przed chwili.
- Nie ma o czym gadać, przecież nic się nie stało – dodała i uśmiechnęła się ukazując swoje białe ząbki. – Ale powinnam już wracać do gości…idziesz? – zapytała i wyciągnęłam rękę w moją stronę. Złapałem jej dłoń i razem skierowaliśmy się w stronę posiadłości.  Już przy wejściu dało się słyszeć donośne krzyki, bardzo dobrze rozpoznałem ten głos. Chociaż, „rozmawiałem”, z jego właścicielem tylko raz. Przy szatani stał, Aron, i krzyczał na mojego przyjaciela Zayna. Ma pecha bo trafił, na faceta z którym się nie powinno zadzierać.
- Jesteś głuchy czy głupi?!  Powiedziałem, że masz mi dać mój płaszcz! – blondyn zaczął wymachiwać rękami.
- A ja powiedziałem, że nie wiem który to płaszcz! Nie jestem jakimś komputerem, żeby to zapamiętać! Chcesz płaszcz, to idź po niego sam! – odpowiedział mu mój przyjaciel, o dziwo ze spokojem.
- Masz się do mnie odnosić z szacunkiem! Jesteś tylko służącym! – dodał po chwili milczenia Aron i z wściekłością wszedł do szatni aby po chwili wyjść  stamtąd z płaszczem przewieszonym przez ramię.  Był tak zdenerwowany, że nie zwrócił na nas uwagi kiedy wychodził, i gdyby nie to że się do niego odezwałem, nie zauważyłby nas.
- Mam nadzieję, że udał się Panu wieczór – powiedziałem i ukłoniłem się z kpiną.
- To jeszcze nie koniec, spotkamy się w sądzie! – krzyknął będąc już na zewnątrz. Chwile później wsiadł do limuzyny, która po niego podjechała.
- Nie masz się co martwić, on tylko tak straszy – Emily dotknęła mojego ramienia i uśmiechnęła się. W tym momencie podszedł do nas Zayn.
- Emily, chciałbym ci przedstawić mojego najlepszego przyjaciela. Zayn to Emily – chłopak uścisnął rękę dziewczyny i posłali sobie lekkie uśmiechy.
- Bardzo miło było Cię poznać, ale niestety muszę już iść, pa Harry – powiedziała dziewczyna i odeszła. Odprowadziłem ją wzrokiem , aż nie zniknęła za ścianą.
- … Harry! Słuchasz mnie?! – Zayn wydarł mi się do ucha.
- Co? Tak, znaczy nie. Sorry zamyśliłem się. O co pytałeś? – zapytałem się.
- Zamyśliłeś? Chyba zagapiłeś? Co ty wyprawiasz? Najpierw ta sprzeczka z Shan’em, ten taniec dzisiaj…i jeszcze o co Ci poszło z tym lalusiem?
- Przestań się czepiać. Dobrze wiesz, że Shan’e wczoraj przegiął, a co do tańca…widziałeś jak ona się rusza? Nie mogłem pozwolić, żeby ta blond pokraka ją podeptała. – skończyłem swój słowotok, i spojrzałem w oczy mojego przyjaciel, który wyczekiwał odpowiedzi na jeszcze jedno zadanie przez niego pytanie.  – A co do niego…to…zrobiłbyś to samo…on…na za dużo sobie pozwolił – dokończyłem w końcu to męczące zdanie.
- Dobra, nie ważne. Jesteś już duży, nie mogę Ci niczego zakazywać – uścisnęliśmy się jak bracia i wróciliśmy do pracy.

 Emily

- Emily wstawaj, dzisiaj szkoła – Dorotha zaczęła ściągać ze mnie kołdrę.
- No, już nie śpię – odpowiedziałam a kobieta tylko uśmiechnęła się do mnie i wyszła z pokoju. Po wczorajszy przyjęciu, ostatnią rzeczą na która miałam ochotę to szkoła…no ale jak mus to mus. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i w szlafroku weszłam do garderoby gdzie na pufie leżały już przygotowane przez Carrie rzeczy do ubrania.  Były to krótkie jeansowe spodenki, biała koszula z wywiniętymi rękawami i czarna skórzana kamizelka. Ubrałam się posłusznie w przygotowane ubrania i zeszłam na dół na śniadanie. W ogromnej jadalni przy stole siedzieli już moi rodzice i jak zwykle, rozmawiali przez telefon.
- Dzień dobry – przywitałam się nie oczekując odpowiedzi. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy rodzice odłożyli swoje komórki na stół.
- Witaj Emily – przywitała się mama, która zawsze zwracała się do mnie tak oficjalnym tonem. Uśmiechnęłam się do niej i taty i zaczęłam jeść przygotowane dla mnie jedzenie. – Chcielibyśmy Cię przeprosić, za naszą wczorajszą nieobecność na przyjęciu…. – zaczęła znów kobieta. Teraz pewnie, powie że w zamian za to że ich nie było kupili mi jakiś prezent. – Ale za to….mamy dla Ciebie wspaniały prezent – dodała po chwili i wstała z miejsca kierując się na dwór. Przewróciłam tylko oczami i wyszłam za nią i tatą. Na podjeździe stał czarny land rower, taki o który prosiłam ich już od bardzo dawna. Uściskałam ich i poszłam obejrzeć swój nowy samochód. Kiedy ja zachwycałam się swoim nowym nabytkiem, podszedł do mnie tata.
- Cieszę się, że Ci się podoba księżniczko. Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego – mężczyzna pocałował mnie w policzek i odszedł. W przeciwieństwie do matki, wyszedł wczoraj z „ważnego spotkania”, i zadzwonił do mnie z życzeniami. Nie czekając dłużej, pobiegłam do domu po torbę z książkami i swoim nowym autem pojechałam do szkoły. Lekcje jak zwykle mi się dłużyły, ale to nic dziwnego jak nie ma z kim pogadać. W tej szkole, nie mam żadnych przyjaciół, ponieważ jest to placówka tylko dla dzieci „z lepszych sfer”. Czyli prościej mówiąc, chodzą tu sami fałszywi i okrutni ludzie.
**
Nareszcie koniec, właśnie zadzwonił dzwonek oznaczający koniec lekcji. Spakowałam swoje rzeczy do torby i skierowałam się w stronę parkingu. Wsiadałam do auta i pojechałam prosto do szkoły baletowej, w której za pół godziny miały się odbyć zajęcia.  Na miejsce dojechałam po 15 minutach. Weszłam do szatni i znów to samo…pełno zadufanych w sobie panienek, no cóż jeśli chcę robić to co kocham to musze tez cierpieć. W końcu nadszedł czas rozpoczęcia zajęć. Całą godzinę mogłam robić to co kocham….chociaż nie do końca. Pani Sasha, pochwaliła nas za dobrze wykonana robotę i wypuściła trochę wcześniej. Przechodząc przez korytarz zauważyłam, że ochroniarz szarpie się z jakaś dziewczyną.
- No to teraz policja sobie z Toba porozmawia….to jest poważna placówka, a nie miejsce dla takich…jak ty! – dziewczyna odwróciła się w moja stronę i dopiero teraz ją rozpoznałam. Miała na imię Danielle, i chodziła ze mną na zajęcia, świetnie tańczyła…ale jakoś nigdy z nią nie rozmawiałam. Nie wiem o co chodzi, ale postanowiłam pomóc tej dziewczynie.
- Danielle, tu jesteś! Szukam Cię po całej szkole! Gdzie ty byłaś? – dziewczyna nie za bardzo wiedział co ma zrobić.  – Dlaczego nie było Cię na zajęciach? – zapytałam i mrugnęłam do niej porozumiewawczo.
- Ten tu facet, nie chciał mnie wpuścić – zaczęła udawać rozkapryszona dziewczynę.
- Jak to? Proszę się wytłumaczyć! To moja kuzynka, wszyscy wiedzą że ma wstęp wolny do tej szkoły – podniosłam lekko głos.
- Przepraszam panienko, nie wiedziałem. W takim razie, może panienka wejść. Przepraszam jeszcze raz – mężczyzna ukłonił się i odszedł. Kiedy dziewczyna upewniła się że go nie ma zaczęła:
- Dzięki, uratowałaś mi skórę – uśmiechnęła się do mnie.
- Nie ma za co, a co się stało? – zapytałam lekko skołowana. A ona westchnęła tylko i powiedział, żebym poszła się przebrać a potem porozmawiamy. Dziesięć minut później szłyśmy już chodnikiem i Danielle opowiedział mi że, jej rodzice nie mają pieniędzy, żeby opłacić tą szkołę.  Nasz poprzedni ochroniarz, zawsze ją wpuszczał,  ale od kiedy go nie ma…po prostu nie miała jak przychodzić na zajęcia.
- Nie wiem jak mogę Ci się odwdzięczyć? Może poszłabyś ze mną do klubu dzisiaj? – zapytała po chwili ciszy.
- No nie wiem…- próbowałam się jakoś wymigać.
- Nie daj się prosić, to tu, niedaleko – powiedziała i pociągnęła mnie za sobą. Chwilę potem stałyśmy już przed wejściem do klubu, dziewczyna uśmiechnęła się do ochroniarza a ten bez problemu wpuścił nas do środka. Co jak co, ale na brak urody to nie mogła ona narzekać. Weszłyśmy do klubu i dopiero teraz dało się zauważyć jaki jest on ogromy.
- Chcesz coś do picia – zapytała się mnie Danielle. Pokiwałam tylko głową i dziewczyna zniknęła w tłumie.
- Emily? Co ty tutaj robisz? – obok mnie pojawił się Harry. Uścisnęłam go na przywitanie.
- Ciężko stwierdzić….jestem tu z … - zaczęłam
- Ty masz swoja cole, o poznałaś już Harrego – uśmiechnęła się brunetka.
- Ooo…widzę że Dragonsy mają nową tancereczkę. Uciekaj od nich dziewczyno póki jeszcze masz czas – nagle przed nami wyrósł wysoki blondyn z szarymi oczami. Kto to „dragonsy”, zastanawiał się w myślach.
- Czego chcesz Alex? – odezwał się Harry.
- Nie gorączkuj się tak, po prostu chciałem poznać wasza nową koleżankę.  – odpowiedział mu blondyn. – No to co mała, może pokarzesz nam jak tańczysz? – dobrze wiedziałam że chłopak właśnie wyzwał mnie na bitwę taneczną, nie raz bywałam w takich klubach z bratem.
- Jasne, czemu nie  - odpowiedziałam. Chłopak wbiegł na scenę i zapowiedział kolejna bitwę.
- Emily, chyba nie wiesz w co się wpakowałaś, tu….nie tańczy się baletu – Harry próbował wytłumaczyć mi rzecz oczywistą.
- Dam radę – uśmiechnęłam się do niego i weszłam na „scenę”, wokół której zebrało się mnóstwo ludzi. Z głośników zaczęły lecieć pierwsze nuty piosenki, jako że zostałam wyzwana powinnam zacząć. Po kolei wykonywałam świetnie znane mi kroki i ruchy…choć tak długo nie tańczyłam pamiętałam wszystko dokładnie. To się właśnie nazywa pasja. Chłopak, patrzył na mnie ze zdziwiona miną po czym sam zaczął tańczyć, niestety szło mu gorzej. Kiedy piosenka dobiegła końca, DJ kazał wybrać widowni zwycięzcę. Ku zaskoczeniu wszystkich, łączniee ze mną, wygrana przypadła właśnie mnie.
-  Wow, nie mówiłaś że potrafisz tak tańczyć – pierwszy podszedł do mnie Harry. A zaraz za nim jacyś ludzie, których widziałam pierwszy raz w życiu, jedyna osoba którą rozpoznała był Zayn, który tylko lekko się do mnie uśmiechnął.
- Bo nie pytałeś – zaśmiałam się.
- Byłaś świetna, totalnie go zmiażdżyłaś! – uradowana Danielle zaczęła mnie przytulać.
- Dziękuje, ale będę się już zbierać – pożegnałam się i odeszłam.
- Emily, poczekaj! Odprowadzę Cię  - Harry podbiegł do mnie i razem skierowaliśmy się do wyjścia.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to mamy rozdział 2, mam nadzieję że Wam się podoba. Dodałam go ze względu że dzisiaj są moje urodzinki! Mam nadzieję że Wam się spodoba. Do następnego, czyli po 10 kom.
Na moim drugim blogu, również kolejny rozdział <3 http://be-happy-every-day-and-night.blogspot.com/

1 lutego 2013

Filmik

Hej, chcę was tylko poinformować, że utworzyłam filmik promujący tego bloga znajdziecie linka do niego poniżej, jeśli wam się podoba lub nie, dodawajcie opinie:
                                                             
                                                       FILMIK

13 stycznia 2013

Rozdział 1


Rozdział 1
Pokój
-Sto lat sto lat! Niech żyje, żyje nam! – usłyszałam głośnie śpiewanie. Otworzyłam leniwie jedno oko, i zauważyłam wiele par oczy skierowanych w moja stronę. Byli ty chyba wszyscy, którzy pracowali w tym domu. Moja pokojówka – Dorotha, oraz jej mąż a zarazem nasz lokaj – Arthur, kucharz Paolo, oraz wiele, wiele innych osób.
- Wszystkiego najlepszego, panienko – zwrócił się do mnie jedna z osób pracujących w kuchni.
- Przecież prosiłam…. – wszyscy dobrze wiedzieli, że nie cierpię gdy mówi się do mnie „panienko”. Nie jestem w niczym lepsza od nich, co z tego że mam więcej pieniędzy…to przecież nie one decydują o kulturze  czy charakterze ludzi.
- Tak, zapomniałem – mężczyzna uśmiechnął się i chwilę potem razem z resztą opuścił mój pokój. Jedyne osoby które zostały do Dorotha i Arthur.
- Mamy coś dla ciebie, kruszynko – odezwała się kobieta, która zawsze mówiła do mnie w tak miły sposób. Tak naprawdę nigdy nie traktowałam tej dwójki jako pracowników, byli dla mnie jak rodzina.
Garderoba
- Nie trzeba było…. – próbowałam się wymigać od przyjęcia prezentu, jednak Arthur wcisnął mi go do rąk, gestem nakazując abym rozpakowała pudełko. Kiedy podnosiłam wieko, moim oczom ukazała się sporych rozmiarów…książka. Po dokładnych oględzinach zorientowałam się że jest to album ze zdjęciami, moimi i mojego brata – Chucka. Mimowolnie po policzkach zaczęły spływać mi słone łzy, ponieważ zginął on 2 lata temu. Razem z bratem byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, zawsze mnie wspierał i pomagał w trudnych sytuacjach. Przez bardzo długi okres czasu nie potrafiłam się otrząsnąć i pogodzić z myślą że już go nie ma, a kiedy już było ze mną lepiej, matka zakazała mi robić jedyną rzecz, która mnie z nim łączyła – tańczyć hip – hop. Przewracając kolejne kartki albumu, wspomniałam wszystkie chwile spędzone z nim. Obejrzawszy dokładnie każdą fotografię, zamknęłam album i położyłam go na łóżku, wstała i przytuliłam moich przyjaciół.
Dom
- Bardzo wam dziękuje, to najwspanialszy prezent na świecie.
- Cieszymy się, że Ci się podoba, a teraz wyskakuj z łóżka i na śniadanie – powiedzieli i trzymając się za ręce wyszli z mojego pokoju. Już tyle lat są małżeństwem a zachowują się jak młodzi zakochani…to prawdziwa miłość. Wraz z moimi głębokimi przemyśleniami udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic,  wytarłam ciało ręcznikiem i w szlafroku weszłam do swojej garderoby. Była ona dość duża, ale w porównaniu do wielkości tego…domu? Nie to raczej villa, a może nawet zameczek. W każdym razie jest ogromny. Ubrałam czarne rurki, do tego kremowy luźny sweterek i krótkie białe conversy. Włosy związałam w niedbałego koka, i zeszłam na dół do kuchni. Już z daleka dało się czuć cudne zapachy wydobywające się z tego pomieszczenia.
- Cześć wszystkim – uśmiechnęłam się i pomachałam na przywitanie.
- Na co masz dziś ochotę? – zapytał mnie Paolo.
- Hmmm, możne na…- zaczęłam lecz nie dane mi było skończyć bo do kuchni jak oparzona wpadła Carrie – moja stylistka.  Jest ona bardzo ładną trzydziestoletnią kobietą o czarnych włosach i brązowych oczach.
- Emily! Tu jesteś! Szukam Cię po całym domu! – chciała zabrzmieć groźnie, lecz krótki oddech świadczący o tym że biegła uniemożliwiał jej to.  – Jest  13:00, za 3 godziny zaczną zjeżdżać się goście, a ty jesteś w proszku! Szybko idziemy się szykować.
- Carrie, spokojnie zostały jeszcze 3 godziny, a ja chcę zjeść śniadanie – próbowała wymigać się od dalszego kazania kobiety.
- Dobrze, za 10 minut chcę Cię widzieć u siebie, i ani minut dłużej! – powiedziała i wyszła trzaskając drzwiami.
 - I ani minuty dłużej! – Paolo zaczął przedrzeźniać szatynkę, czym doprowadził do śmiechu wszystkich znajdujących się w kuchni.  - To co Ci zrobić?
- Myślę, że mam czas na kanapkę z serem – zaśmiałam się jeszcze. Chwilę potem kucharz podstawił mi śniadanie, które ze smakiem zjadłam. Następnie skierowałam się do „salonu” mojej stylistki.
- No wreszcie jesteś, ile mogę na ciebie czekać? – zapytała mnie brunetka i nie czekając na odpowiedź, posadziła mnie na krześle. Zaczęły się przygotowania. Najpierw umyła mi włosy, które później spięła w luźnego koka, wypuszczając kilka kosmyków swobodnie. Następnie wzięła się za robienie manicure.
- Coś ty robiła, masz połamane paznokcie – odezwała się Carrie, po godzinie ciszy. – Chyba będę musiała dokleić Ci tipsy….
- Nie ma mowy! Żadnych szponów! Pomaluj je po prostu i wystarczy – oburzyłam się.  Kobieta zabrała się za swoją robotę i nie odezwała przez następną godzinę. Kiedy moje dłonie wyglądały już wystarczająco ładnie, przyszedł czas na makijaż.
- Wiem, że nie lubisz mocnego makijażu, więc pomalujemy tylko lekko oczy, zgoda?
- Rób co chcesz…. – odezwałam się i odpłynęłam w przemyślenia z których wyrwała mnie Carrie. Cały czas nie potrafię zapomnieć o tym chłopaku – Harrym. Jego przystojniej twarzy, o tym jak mi pomógł….kto wie co by się stało gdyby się nie zjawił.
- Już, jesteś gotowa. Idź się ubierz, za pół godziny zaczną się zjeżdżać goście – po raz kolejny z moich rozmyślań wyrwała mnie Carrie.  Spojrzałam w lustro, i musze przyznać  że wyglądałam  dość dobrze, a nawet bardzo dobrze.
- Dziękuje – przytuliłam kobietę i wyszłam z pomieszczenia.  Zachciało mi się pić więc, skierowałam się do kuchni, kiedy już miałam nacisnąć klamkę , ktoś pchnął je z drugiej strony, drzwi uderzyły mnie i upadłam na ziemie.
- Och, przepraszam najmocniej, nie chcia….Emily? – podniosłam oczy żeby zobaczyć kto mnie „staranował” i doznałam szoku, pierwsze co zobaczyła do burza brązowych loków, a gdy chłopak podniósł głowę, zauważyłam piękne zielone oczy i dwa słodkie dołeczki. – Emily, wszystko w porządku?
- Co? A tak, tak wszystko ok. – opowiedziałam lekko skołowana.
- Co ty tu robisz? Też pracujesz jako kelnerka? – zapytał chłopak.
- Nie, ja…
- Emily, szukam cię po całym domu! Nie ma czasu, musisz się przygotować! – nade mną pojawiła się Dorotha i pomogła podnieść mi się z ziemi. Czym prędzej skierowałyśmy się w stronę mojego pokoju, na schodach obejrzałam się za siebie, Harry dalej stał w tym samym miejscy i ze zdziwioną miną patrzył w moją stronę, uśmiechnęłam się i weszłam do mojego pokoju. Na łóżku, leżała długa szaro-złota suknia rozszerzana u dołu, obok niej stały srebrne świecące szpilki i biżuteria pod kolor.
- Muszę się ubrać, zostaw mnie samą – zwróciłam  się do kobiety, ta tylko kiwnęła mi głową i wyszła. Ubrałam przygotowany dla mnie strój i wyszłam z pokoju. Pewnie wszyscy już są, cóż bal czas zacząć…to będzie masakra. Stanęłam na szczycie schodów, a oczy wszystkich skierowały się w moją stronę. Na dole zauważyłam  Arona – mojego byłego chłopaka. Pewnie rodzice kazali mu mnie doprowadzić na salę.  Schodziłam dumnie po jednym schodku, gdy byłam już przy ostatnim chłopak wyciągnął do mnie rękę, chwyciłam ją a on pocałował moja dłoń.
- Emily, przepięknie wyglądasz – powiedział Aron i razem skierowaliśmy się na salę. Tam byli już wszyscy goście, razem z brunetem mieliśmy rozpocząć pierwszy taniec który m okazało się tango. Jedyny problem to taki, że chłopak nie miał zielonego pojęcia o tańcu. Deptał mnie i potykał o właśnie nogi, kiedy już miałam odejść, pojawił się on.
- Odbijany – Harry zajął miejsce Arona i zaczęliśmy posuwać się w rytm piosenki
- Myślałam że tańczysz hip hop – odezwałam się.
- Dobry tancerz, musi być wszechstronny – odpowiedział mi i uśmiechnął się. Po skończonym tańcu, podszedł do nas mój były chłopak i poprosił abym wyszła z nim na spacer. Kiedy byliśmy już w ogrodzie, gdzie nikt nie mógł nas usłyszeć zaczął na mnie krzyczeć.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz że jak się czułem kiedy z nim tańczyłaś?!
- A co Ci do tego? Nie jesteśmy już razem!
- O nie! Nigdy nie zerwaliśmy, więc wciąż jesteś moją dziewczyną i zabraniam Ci takich numerów! – Aron zaczął wymachiwać rękami na wszystkie strony.
- Nie będziesz mi niczego zakazywał! Nie jestem twoją własnością!
- To się jeszcze okaże – chwycił mnie za ręce i pocałował, szybko odepchnęłam  go od siebie i uderzyłam w policzek. – Co się z tobą dzieje?! – zaczął mną potrząsać, próbowałam się wyrwać ale nic z tego.

Harry
Gdzie ona jest? Ta cała Dorotha kazała mi ją znaleźć, jakby to było takie proste. Przechodząc przez ogród usłyszałem krzyki więc szybko skierowałem się w to miejsce. Już z daleka zauważyłem solenizantkę i tego lalusia. Potrząsał nią jak szmacianą lalką, a ona próbowała mu się wykrawać, lecz nie miała wystraczająco siły. Nie mogłem tego tak zostawić, podbiegłem do chłopaka i odciągnąłem go do tyłu.
- Rodzice Cię nie nauczyli dobrych manier? – zapytałem lekko zdenerwowany.
- Znowu ty! Nie wtrącał się, jesteś tylko nic nie wartym służącym! – odpowiedział mi.  Nie zrobiło to na mnie większej różnicy, ma gdzieś jego zdanie. Lecz po chwili, on rzucił się na mnie okładając rękami na oślep. Nie zastanawiając się długo przygwoździłem go do ziemi i już miałam zadać cios kiedy poczułem czyjeś ręce na swoich ramionach.
- Nie, proszę zostaw go – prosiła dziewczyna. Nie wiedzieć czemu, posłuchałem jej i wypuściłem chłopaka z uścisku. A ten jak jakiś tchórz uciekł do domu. – Dziękuje, ja nie….jesteś ranny – odezwała się a ja dopiero teraz poczułem jak cienka stróżka krwi spływa mi po twarzy. – Poczekaj tu, zaraz wrócę – odeszła kierując się w stronę willi, by chwilę potem wrócić z apteczką.
- Nie trzeba było, to nic takiego – próbowałem się wymigać.
- Siedź cicho – upomniała mnie i przykleiła plaster na malutką rankę tuż nad łukiem brwiowym. Następnie wzięła kilka kostek lodu zawinęła je w ścierkę  i przyłożyła do mojego czoła. - Przepraszam to moja wina….. – zaczęła
- Nie, to nie twoja wina – uspokajałem ją.  Dziewczyna patrzyła mi głęboko w oczy, zacząłem powili przechylać się w jej stronę, nasze usta dzieliły milimetry gdy nagle…..
 TO BE CONTINUED

Więc tak, na początku chcę wam podziękować za te wszystkie komentarze, i wejścia. Jest mi bardzo miło że podoba wam się to opowiadanie. Piszcie co sądzicie w komentarzach. Do  następnego <3
ZDJĘCIA NOWYCH POSTACI POJAWIAĆ SIĘ BĘDĄ PRZY BOHATERACH!!!